Był początek wakacji. Siedziałam w swoim pokoju i myślałam o życiu. Życiu ? To takie ogóle sformułowanie. Myślałam o Nim. Kim On jest ? Ma na imię Ethan, chodził wraz ze mną do szkoły artystycznej. Jest uroczym chłopakiem z lśniącą blond grzywką. Kocham go całym sobą. Ale ostatnio nasze relacje nieco się skomplikowały. Nim się obejrzałam już zanurzyłam się we wspomnieniach. To wszystko działo się, kiedy rok szkolny trwał w najlepsze.
Przyszedł do mnie po lekcjach i oświadczył, że musimy pogadać. W jego ustach ,, musimy pogadać'' brzmi jak ,,Houston, mamy problem''. Nie poprawiło mi to nastroju. Poszliśmy do parku. To jedyne tak spokojne miejsce, które pozwoliłoby nam porozmawiać bez przeszkód. Usiedliśmy na ławce tuż obok fontanny z której tryskała woda. Wpatrywałam się w strużki wody jak w obrazek. Po chwili Ethan się odezwał.
- Nathalie - spojrzałam na niego - Muszę wyjechać.
Z początku nie zrozumiałam o czym on do mnie mówi. Kiedy to w końcu do mnie dotarło poczułam, jak mój mały, wspaniały świat zaczyna się rozpadać.
- To przeze mnie - powiedziałam lodowatym tonem
Mimo, że nie było to pytanie Ethan i tak odpowiedział.
- Tak, kochanie. - odwrócił wzrok jakby nie mógł patrzeć na moje cierpienie.
Zerwałam się z ławki.
- Nie mów tak do mnie! Nie jestem twoim kochaniem! - wrzasnęłam i pobiegłam w stronę swojego domu.
Nie oglądałam się za siebie. Wiedziałam, że za mną nie pobiegł. Bo już go nie obchodziłam. Bo już mnie nie kochał.
Jak on śmiał mi coś takiego powiedzieć?! Jego ,,Tak, kochanie'' wciąż wirowało mi w głowie. Bezczelność.
Wyrwałam się z bolesnych wspomnień i wróciłam do rzeczywistości.
Siedziałam na podłodze w najciemniejszym kącie mojego pokoju. Jak zawsze, kiedy jestem zdołowana słucham smutnych piosenek, by poczuć się jeszcze gorzej... Nie mogło do mnie dotrzeć, że to co było już nigdy nie wróci. Dlaczego odszedł? Ja byłam w stanie wybaczyć to, że spoufalał się z moją siostrą, ale jak się okazało on nie był w stanie żyć w poczuciem winy... Położyłam się na podłodze, zwinęłam w kłębek i zaczęłam szlochać. Od kilku dni nie wychodzę z pokoju, nie mam ochoty widzieć się z kimkolwiek i nie chcę, by ktoś widział mnie w tym stanie. Nikt nie może wiedzieć, że tak naprawdę jestem strasznie słaba, że taki zwykły idiota może mnie tak zranić. Niech myślą, że jestem dzielna, niezależna i twarda. Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Leniwym ruchem sięgnęłam telefon z szafki nocnej i odebrałam.
Przyszedł do mnie po lekcjach i oświadczył, że musimy pogadać. W jego ustach ,, musimy pogadać'' brzmi jak ,,Houston, mamy problem''. Nie poprawiło mi to nastroju. Poszliśmy do parku. To jedyne tak spokojne miejsce, które pozwoliłoby nam porozmawiać bez przeszkód. Usiedliśmy na ławce tuż obok fontanny z której tryskała woda. Wpatrywałam się w strużki wody jak w obrazek. Po chwili Ethan się odezwał.
- Nathalie - spojrzałam na niego - Muszę wyjechać.
Z początku nie zrozumiałam o czym on do mnie mówi. Kiedy to w końcu do mnie dotarło poczułam, jak mój mały, wspaniały świat zaczyna się rozpadać.
- To przeze mnie - powiedziałam lodowatym tonem
Mimo, że nie było to pytanie Ethan i tak odpowiedział.
- Tak, kochanie. - odwrócił wzrok jakby nie mógł patrzeć na moje cierpienie.
Zerwałam się z ławki.
- Nie mów tak do mnie! Nie jestem twoim kochaniem! - wrzasnęłam i pobiegłam w stronę swojego domu.
Nie oglądałam się za siebie. Wiedziałam, że za mną nie pobiegł. Bo już go nie obchodziłam. Bo już mnie nie kochał.
Jak on śmiał mi coś takiego powiedzieć?! Jego ,,Tak, kochanie'' wciąż wirowało mi w głowie. Bezczelność.
Wyrwałam się z bolesnych wspomnień i wróciłam do rzeczywistości.
Siedziałam na podłodze w najciemniejszym kącie mojego pokoju. Jak zawsze, kiedy jestem zdołowana słucham smutnych piosenek, by poczuć się jeszcze gorzej... Nie mogło do mnie dotrzeć, że to co było już nigdy nie wróci. Dlaczego odszedł? Ja byłam w stanie wybaczyć to, że spoufalał się z moją siostrą, ale jak się okazało on nie był w stanie żyć w poczuciem winy... Położyłam się na podłodze, zwinęłam w kłębek i zaczęłam szlochać. Od kilku dni nie wychodzę z pokoju, nie mam ochoty widzieć się z kimkolwiek i nie chcę, by ktoś widział mnie w tym stanie. Nikt nie może wiedzieć, że tak naprawdę jestem strasznie słaba, że taki zwykły idiota może mnie tak zranić. Niech myślą, że jestem dzielna, niezależna i twarda. Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Leniwym ruchem sięgnęłam telefon z szafki nocnej i odebrałam.
-Halo? - natychmiast rozpoznałam ten głos. Był nieco zniekształcony, ale i tak nie miałam z tym większych problemów.
-Co jest, Jess? - Jessica to młodsza o rok siostra Ethana.
Zaniepokoiło mnie to, że szlochała. Zaczęłam się martwić.
-Jess, co się stało?! - zaniepokojona krzyknęłam do telefonu
W odpowiedzi usłyszałam cichy szloch.
-Nath, on... On jest w szpitalu. Miał wypadek na skuterze, kiedy jechał do Ciebie, chciał z Tobą porozmawiać, ale... - urwała wybuchając płaczem.
-Gdzie? - spytałam krótko
-Na Biskupińskiej. Jest w stanie krytycznym.
Szybko się rozłączyłam. Zbiegłam po schodach na dół i wybiegłam z domu nic nie mówiąc rodzicom. Biegłam ile sił w nogach, chciałam jak najszybciej znaleźć się przy nim. Droga do szpitala zajęła mi 10 minut. Słońce zachodziło, a z nim powoli uciekało życie mojego ukochanego. Pani recepcjonistka powiedziała mi, że Ethan leży na OIOM'ie, więc czym prędzej tam poszłam. Za szybą zobaczyłam dwóch lekarzy i cztery pielęgniarki. Byłam tak przejęta, że nie zwracałam uwagi na detale, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wszystkie ściany są idealnie białe, a pościel na łóżkach ułożona w kostkę. Długo błądziłam zamglonym wzrokiem nim odnalazłam jego twarz. Do jego ciała podłączone były rozmaite maszyny, ale ja skupiłam się na jego wyrazie twarzy. Oczy miał zamknięte, lecz intuicja podpowiadała mi, ze on nie śpi. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam Jessicę.
-Lekarze mówią, że już z nim lepiej. Niedługo będziemy mogli wejść do niego, ale tylko na chwilę.
W chwili, gdy ona skończyła mówić z sali wyszedł lekarz i oświadczył, że jedna osoba może się z nim zobaczyć.
-Ethan odzyskał przytomność. Pytał o Panią – lekarz spojrzał na mnie wymownie. - Proszę wejść.
Ruchem dłoni zaprosił mnie do środka. Nieśmiało weszłam do pomieszczenia i usiadłam na stołku przy jego łóżku.
-Jestem – szepnęłam cicho chwytając jego dłoń.
-Nathalie – on również szeptał. - Dziękuję, że jesteś. Przepraszam.
Mówił z wielkim trudem, mimo to nie przerywałam mu.
-Przepraszam za to, że Cię raniłem. Bardzo Cię kocham.
-Cieszę się, że żyjesz – powiedziałam
Z trudem się zaśmiał.
-Najważniejsze, to nie dać się zabić od środka. Reszta idzie z górki.
Przepełniona radością, że znów jest przy mnie nachyliłam się nad nim i pocałowałam go. Spojrzałam w jego brązowe oczy. Świat przestał się liczyć, teraz ważny był tylko on.
-Szczęśliwych walentynek – powiedział z uśmiechem
Miał taki śliczny uśmiech, a kiedy to robił w jego policzkach pojawiały się urocze dołeczki.
Mimo powagi chwili wybuchnęłam śmiechem. Wtedy dotarło do mnie, że nigdzie nie kupisz szczęścia, miłość daje je gratis.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Część dalsza opowiadania, które kiedyś (dawno, dawno) wstawiłam : )