Hejka a oto mój wiersz który ułożyłam na szybkiego po kartkówce z matmy. :) Co sądzicie ?
Siedzę, myślę, czuję ten ból
Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Nadzieja umiera.
Zasmucona
Widzę go całującego się z inną.
Biorę nóż.
Mam ochotę ujrzeć jej śmierć
Obserwuję..
On odchodzi
Podchodzę z goryczą.
Nagle krew otacza mój nóż.
Krzyczę
Nie wiem co się dzieje.
W głebi duszy wiem, że wszystko miało być inaczej.
Modlę się
" Boże pomóż mi "
Chyba już za późno.
Po chwili się budzę.
sobota, 12 października 2013
czwartek, 3 października 2013
Martyna
Martyna
to uczennica trzeciej klasy gimnazjum. Jest niewysoką blondynką o
uroczym uśmiechu oraz dużych, błękitnych oczach. Kiedy się
uśmiechała na jej policzkach pokazywały się dołeczki, które
upodobniały ją do niemowlęcia.
Pech
chciał, by to akurat jej przytrafiła się ta historia. A wszystko
zaczęło się owego feralnego dnia, kiedy to Diana – jej
przyjaciółka – trafiła do szpitala.
Była
już piąta godzina lekcyjna, niedługo dziewczyny kończyły
zajęcia. Diana już nie mogła się doczekać końca tej lekcji,
nienawidziła W-F'u . Martyna zaś nie mogła się nadziwić, jakim
cudem jej przyjaciółka ma tak dobrą kondycję, skoro biega tylko
wtedy, kiedy musi. Ona sama, mimo, iż uwielbiała piłkę nożną,
to nigdy nie mogła doścignąć Diany.
- Martyna, jedź
sama! - krzyknęła jedna z dziewczyn podając do niej piłkę.
Tysia przyjęła
piłkę, bez problemu okiwała przeciwniczki. Była już sam na sam z
bramkarzem. Jak zawsze przed strzałem nie spuszczała wzroku z
piłki. W ostatniej chwili podnosiła wzrok, by prawidłowo ocenić,
gdzie powinna kierować piłkę. Zawsze ta metoda zdawała egzamin.
Tak było i tym razem. Piłka mignęła graczom przed oczami i już
była w bramce. Po sali potoczyły się okrzyki. Jedne radosne, a
inne wręcz żałosne.
-Sześć do dwóch
dla drużyny Martyny. - oznajmił trener
Wściekła Zuzia –
bramkarka drużyny przeciwnej – postanowiła zemścić się w
brutalny sposób. Wykorzystała fakt, że potrafi dokładnie podawać
i wycelowała w Dianę. Niby przypadkiem piłka uderzyła właśnie w
nią, w sam środek twarzy. Zuzia była potężną dziewczyną, więc
siła z jaką kopnęła piłkę przewróciła drobną Dianę. Martyna
natychmiast do niej pobiegła. Na pierwszy rzut oka widać było
złamany nos i opuchnięte oczy. Nie wiadomo, czy coś się nie stało
w wyniku upadku na twardą powierzchnię. Trener zajął się
opatrywaniem jej ran, polecił komuś powiadomienie Pani Dyrektor
oraz zadzwonienie po karetkę. Martyna trzymała rękę koleżanki w
pocieszającym geście. Na Zuzannę nawet nie spojrzała. Kilka minut
później Diana była już w szpitalu. Martyna nie mogła pojechać,
więc do szpitala poszła pieszo, po lekcjach. Aby dotrzeć tam
szybciej postanowiła iść skrótem przez ciemną uliczkę.
Normalnie nie odważyłaby się iść tamtędy, lecz strach o
przyjaciółkę dodał jej sił. W ten sposób nie musiała iść
przez całe miasto, by dotrzeć do jedynego szpitala w
Skierniewicach. I to był błąd. Na końcu uliczki dostrzegła
czterech umięśnionych mężczyzn, wyraźnie pijanych, lecz nie na
tyle, by mogła przejść niezauważona. W pobliżu nie było żywej
duszy, a wysuszone gardło nie posiadało wystarczająco sił, by
krzyknąć na tyle głośno, żeby ktoś to usłyszał i przybył z
pomocą. Była zdana tylko na siebie i swoją nieszczęsną kondycję.
-Ej, mała! -
krzyknął jeden z mężczyzn – Daj no, piąteczkę na piwo.
Martyna
zignorowała tą zaczepkę. Szła pewnie, mając nadzieję, iż w ten
sposób przestaną ją zaczepiać. Myliła się jednak.
-Daj piątala, albo
sami sobie weźmiemy! - warknął następny
Ponieważ
Martyna nadal ich ignorowała przestali ją dręczyć i zajęli się
rozmową. Przynajmniej tak jej się wydawało, lecz kiedy dzieliło
ją od nich tylko kilka metrów, tamci z miejsca się poderwali.
-Prosiliśmy ładnie,
nie dałaś. Sami sobie teraz weźmiemy. - spojrzenie mężczyzny
było puste, nie wyrażało żadnych emocji. Nie widać było przez
nie dna jego duszy.
Po
tych słowach otoczyli biedną dziewczynę, zabrali jej plecak w
którym miała pieniądze na powrót do domu oraz na drobny upominek
dla Diany. Dwóch zaczęło przeszukiwać plecak, a pozostali zaczęli
ją bić. Już po pierwszym ciosie upadła na ziemię. Zaczęli ją
kopać, szarpać. Zamknęła oczy i czekała na koniec.
Obudziła
się w szpitalu. Jej łóżko znajdowało się tuż obok łóżka
Diany, ale dzieliła je jakaś maszyna podłączona za pomocą
dziwnych rurek. W pobliżu kręciła się pielęgniarka.
-Co się stało? -
spytała zdezorientowana
-Zostałaś
napadnięta, kotku. - wyjaśniła uprzejmie Pani Doktor, która
zdążyła wejść do sali. - Twoi rodzice są na korytarzu.
Martyna
nie miała siły myśleć. Nie miała siły zareagować. Nie miała
siły się odezwać.
-Musisz złożyć
zeznania na policji. - dobiegł ją głos z oddali.
-Nie- wyszeptała
osłabiona Martynka – Zabiją mnie.
-Ale
Tyśka, nie możesz milczeć! - krzyknęła zbulwersowana Diana –
Musisz zareagować!
-Didi,
zrozum. Nie mogę.
Przyjaciółka
długo przekonywała Martynę, ale kiedy skończyły jej się
argumenty, uległa. Tyśka niechętnie poszła na policję i złożyła
zeznania. Tydzień później złapano tych typków. Grozi im od 2 do
12 lat pozbawienia wolności. Żałowała tylko, że nie dożywocie.
Kto wie, czego jeszcze się dopuścili po pijaku?
Wszystko
szczęśliwie się zakończyło. Wszyscy wiedzą, że nie warto
milczeć. Na świecie nie będzie sprawiedliwości, jeśli będziemy
siedzieć cicho.
Kilka
tygodni później Didi zapytała Martynę, czy wybaczyła
zbrodniarzom. Ta uśmiechnęła się do niej z politowaniem i
odpowiedziała ulubionym cytatem:
-Nie
ma pokoju bez sprawiedliwości,
nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia.
Szczęśliwe,
że to już koniec poszły na lekcję. Nic więcej nie miało się im
przytrafić. Miały żyć beztroskim życiem jak na nastolatki
przystało.
Ocenicie? Napisałam to na konkurs, nauczycielom się spodobało. A Wam?
Ocenicie? Napisałam to na konkurs, nauczycielom się spodobało. A Wam?
Subskrybuj:
Posty (Atom)